Możnaby przejść obok, przepuścić niezauważenie. Ot, kolejny etap. Jakieś gadanie, całkiem niezrozumiałe. Trzeba się wsłuchać by wiedzieć o co chodzi. Można narzekać, że jeszcze to nie są słowa, daleko do zdań. Że to nieporadne.
Ale uświadamiam sobie, że to było jedyne moje marzenie, kilka lat temu. JEDYNE o co prosiłam „by Lena mówiła”. I gdy ta myśl do mnie przychodzi, że to się dzieje. Że już nie ma tylko „tak” albo „nie”. Albo zwykłe proste „mama”. Że zaczęła odpowiadać sylabami, nie tylko powtarzać. Sama tworzy słowa. Kiedy to dochodzi do mnie, że to marzenie, nierealne, takie z kosmosu bo wszyscy wokół diagnozowali, że mówić nie będzie; że to się właśnie spełnia.
Nie spada nagle jak burza, kapie jak drobny deszcz, małymi kropelkami. I ja zauważam te kropelki, te drobne małe pierwsze słowa, notuję w pamięci jak pierwszy pocałunek, bo są nie mniej ważne. I wracam do każdego z nich myślami, z taką dumą i rozpierającą energią. To jest absolutna magia. Każdego dnia z każdym nowym jej nieporadnym słowem fruwam wysoko.
To było marzenie z pułapu – chcę latać. Albo chcę czytać w myślach innych. Marzenie nierealne. Ale sięgnęłam po nie nie tylko w myślach tylko w konkretnym działaniu by je wspomóc, by rosło, by dać wszystko na co mam wpływ by pomóc je spełnić.
To się dzieje.
Naprawdę.
LENA ZACZYNA MÓWIĆ!!!
To uczucie jakby wczoraj przyszedł Święty Mikołaj. I dziś też był. I wiesz, że jutro też przyjdzie 🙂
I za każdym razem dostajesz jakiś niesamowity prezent. Nowe słowo!
A co! Wózek inwalidzki odłożony do piwnicy i Lenka chodzi już samodzielnie. To bardzo szybkie tempo, bo przypomnę że w lutym przeszła operację obydwu stóp metodą Grice- Greena. Do maja była zakuta w gips. Jeszcze w czerwcu jeździła na wózku inwalidzkim a teraz zasuwa z dnia na dzień coraz szybciej. Ba! Nawet daliśmy jej wyzwanie – wejście pod Maczugę Herkulesa i na zamek w Pieskowej Skale. Z poziomu drogi to łatwizna, hihi ale dla niej to była prawdziwa wyprawa. Jeszcze ze wsparciem pod rękę ale dała radę przebierać nóżkami pod górę. Problem ze schodzeniem bo mięśnie nóg jeszcze słabiutkie ale z dnia na dzień będzie już tylko lepiej.
Ostatni tydzień byliśmy na turnusie w Krakowie w ośrodku Tiwahe. Dwa razy w roku jeździmy do p. Eli Wianeckiej, by śledzić postępy terapii logopedycznej i wyznaczać nowe działania. W grudniu Lenka kompletnie nie radziła sobie z alfabetem, mieliśmy ćwiczyć. Teraz samodzielnie szuka liter i uwaga! zaczęła pisać pierwsze słowa. Tak, pierwsze słowa. To początek jej nauki pisania, wieeeelka rzecz by się porozumieć. Wspaniałe narzędzie w przypadku gdyby jednak nie mówiła.
Ale również i w kwestii mowy ruszyło. Co prawda nadal nie mamy liter K i G, zniknęło nam też D. Ale Lena coraz lepiej radzi sobie z łączeniem sylab i literowaniem. Potrafiła powtórzyć wyraz SA – ŁA – TA sylabizując ale również wyraz taki jak M – LE – KO (ko zamieniła na to), MA – Ł- PA czy A-U-TO. Rozdziela sylaby i poszczególne litery. Nadal jest problem z połączeniem tego w całość ale to jest dla niej niezłe biegowe tempo w zakresie mowy. Wypowiedziała też swoje pierwsze zdanie. Oczywiście, że się podzielimy co to było. LE-NA SA-MA JE 🙂
Tak, zdaję sobie sprawę, że Lena ma 10 lat i te „osiągnięcia” mogą być dla niektórych śmieszne. Ale to są kroki milowe, nadzieja na lepszą przyszłość. Oraz poczucie sprawczości i tego, że terapia przynosi efekty a nasz upór jest uzasadniony. Wiele osób mówiło, że Lena mówić nie będzie. Być może to prawda. Nadal nie wiemy. Ale dlaczego nie warto spróbować stanąć na głowie, by jednak dać jej na to szansę jakkolwiek długo by trwała terapia. Może potrzebuje jeszcze roku, może siedmiu lat a może nigdy nie posiądzie zdolności mówienia. Ale zawsze warto sprawdzić, walczyć, pracować. W sierpniu będzie na kolejnym turnusie i nagramy filmiki z jej mowy, byście zobaczyli różnicę!
Na turnusie Lena miała też zajęcia z rehabilitantem, grała w planszówki i nauczyła się gry w Domino, Farmę i Duszki. Układała klocki w przestrzeni na zasadzie odwzorowywania, dokładała puzzle, odrzucała niepasujące elementy, układała figury według wzoru. Przeliczała do dziesięciu już nie tylko na cyfrach ale na zasadzie dokładania takiej samej ilości elementów lub o jeden więcej lub o jeden mniej i bardzo dobrze jej szło. Matematyka to też niezwykle istotny element rozwoju mózgu. Ćwiczyła koordynację ręka – oko i zadania na spostrzegawczość co u niej jest najtrudniejsze. Zdecydowanie lepiej radzi sobie z zadaniami ze słuchu.
Wyjechaliśmy wzmocnieni, z planem działania na kolejne miesiące. Będziemy kładli nacisk na mowę, układanie wyrazów z liter i sylab, samodzielne odpowiadanie na pytania (na alfabecie lub sylabami). Teraz tydzień odpoczynku i już w niedzielę jedziemy do ukochanej Zabajki, gdzie będziemy rehabilitować nogi, schodzenie po schodach, jazdę na rowerze, przeszkody tak by Lenka już była samodzielna w zakresie chodzenia.
Możemy tak intensywnie działać w te wakacje z turnusami dzięki wpływom z 1% podatku! Wielka wdzięczność płynie w Waszą stronę.
I mamy nadzieję, że już niedługo Lena samodzielnie powie słowo DZ-IĘ -KU-JĘ! Ale to by była heca!
Rok szkolny za nami. Rok nietypowej szkoły, bo szkoły zdalnej w cieniu pandemii koronawirusa. Trudno dobrać słowa, opisać sytuację gdyż wiem, jak ciężki był to czas dla wielu rodziców. Jak ciężki był to czas dla wielu nauczycieli. Dla szkół. Dla systemu.
My zdecydowaliśmy się na powrót Leny do szkoły pod koniec maja jak tylko pojawiła się możliwość dyżuru opiekuńczego. Odetchnęliśmy nie tylko my, ale przede wszystkim Lena, która spragniona była codziennej szkolnej rutyny, wyjścia, innych ale znajomych twarzy. Decyzja być może kontrowersyjna, ale przemyślana i własna. Nie żałujemy. Koszty zamknięcia w domu już były bardzo wysokie, bo my „zamknęliśmy się” w lutym, podczas ferii zimowych kiedy Lena miała operację stóp. To już były pełne trzy miesiące izolacji, której negatywne skutki były widoczne u Leny gołym okiem. Czy baliśmy się zarażenia koronawirusem? No pewnie. Ale szkoły okazały się być świetnie przygotowane: dezynfekcja, pomiar temperatury, maseczki lub przyłbice u personelu, małe klasy. Bardziej bałam się skutków domowej izolacji w jeszcze dłuższej perspektywie czasu.
Czas pandemii spędziliśmy w domu. Początkowo sama organizowałam Lenie zajęcia i ćwiczyliśmy zaległości, sylaby, torowanie i zeszyty ćwiczeń. Zresztą z wymiernymi efektami, co zauważyła nasza logopedka 🙂 Jednak po czasie energia do codziennych zajęć zaczęła się wyczerpywać i wtedy z pomocą przyszła pani Monika Kozyra – nauczycielka Leny ze Szkoły Specjalnej. Zaczęła robić zajęcia zdalne.
Nie bardzo to sobie na początku wyobrażałam, ale p Monika miała świetne pomysły. Przesyłała materiały, które drukowaliśmy przed lekcją, piosenki z tekstami w formie PCS obrazkowych (genialny pomysł) czy mnóstwo ciekawych rzeczy do druku, odsłuchania, kolorowania czy wycinania. Lena wsiąkła w te lekcje całkowicie, dopominała się przerabiania materiałów. A nauczycielka łączyła się CODZIENNIE!!! w formie zajęć indywidualnych (pełna godzina) czy zajęć dla całej grupy. Nie słyszałam o takim zaangażowaniu nauczyciela od żadnej ze znajomych mi osób. Nie wspomnę o czasie jaki poświęciła na przygotowanie prezentacji, na każdy tydzień nowych. I jak miłą niespodzianką dla nas była prezentacja na Dzień Mamy czy ze zdjęciami jak Lena przygotowuje kanapki. Bardzo nam to pomogło w codziennym „przetrwaniu” w tym niecodziennym czasie.
Lekcje zdalne pozwoliły też przyjrzeć się bliżej pracy pedagoga, jak wyglądają zajęcia, jak pracują dzieci, jakie materiały są wykorzystywane i jak pracochłonne one są w przygotowaniu. Jestem pełna podziwu, bo to nie jest zwykła praca nauczyciela – ta praca z „naszymi” dziećmi, którym trudniej jest zrozumieć świat, które nie mówią, nie komunikują na takim poziomie jak ich zdrowi rówieśnicy. A jednak interakcja jest możliwa, wydobywanie odpowiedzi w każdym temacie. Tylko potrzeba zaangażowania. Tylko tyle i aż tyle.
Po trzech bardzo długich miesiącach tniemy gips! Trudno uwierzyć, że to już za nami. 90 cholernie długich i ciężkich dni. Do których dodatkowo doszedł ciężar koronawirusowej izolacji, zamknięcia szkół, braku dostępu do terapii, spacerów. Na tyle ciężkich dni, że zabrakło energii do pisania tutaj. Dlatego nas tyle czasu nie było.
Jak sobie radziliśmy? Lena jak zwykle zaskoczyła wyjątkowo szybką i łatwą adaptacją do nowych warunków. Natychmiast zaakceptowała swoje nowe gipsowe nogi. Nauczyła się radzić sobie na wózku inwalidzkim. Początkowa nieudolność w jeżdżeniu wózkiem tylko na prostych kołach i do przodu przerodziła się w fascynację tym środkiem lokomocji. Dość szybko opanowała skręty, jeżdżenie tyłem, obroty wokół własnej osi. Po trzech miesiącach zdobyła level master czyli rozpędzanie się i ostre hamowanie tuż przed szafą albo ścianą. Albo zrywy do góry haha. Dziewczyna kosmitka! Zaskakuje nas co i rusz.
A izolacja? Tu było chyba najgorzej. Bo nasza izolacja zaczęła się grubo miesiąc przed koronawirusowym odosobnieniem. Już byliśmy pozbawieni szkoły i niejako przykuci do domu. Więc jak zaczęła się ta właściwa to my już byliśmy stęskieni ludzi, szkoły i wyjść.
Postawiliśmy na łapanie dobrych chwil i nie martwienie się na zapas. Staraliśmy się znależć w tej dziwnej sytuacji jak najwięcej pozytywów. Jakich? Proszę bardzo, możemy sypać jak z rękawa…
Wysypialiśmy się jak niedżwiedzie podczas snu zimowego
Odeszła poranna gonitwa
Nie staliśmy w korkach w drodze do centrum Warszawy
Mieliśmy czas na codzienną terapię logopedyczną (i miałam szansę wykorzystać w praktyce szkolenie z Manualnego Torowania Głosek… drżyjcie logopedzi rośnie silna konkurencja, ha!)
Jedliśmy pyszne domowe i zdrowe jedzonko i udało mi się „podtuczyć” moją Lenkową chudzinę. Aż miło popatrzeć na pełniejsze ciałko.
Znalazł się czas na lenistwo, zwyczajne leżakowanie, przytulanie, gilgotanie, całowanie, mizianie, bycie ze sobą. Na te wszystkie ważne rzeczy, na które zawsze brakuje czasu. Na słodkie nic-nierobienie.
Znależliśmy czas na filmy, piosenki, odłożone książki.
I na posprzątanie w zeszytach do terapii, zabawkach. Wielkie dwa pudła pojechały jeszcze w marcu jako wsparcie do przedszkola specjalnego.
Ćwiczyliśmy kreski, kółka, ruch ręką po śladzie… I mamy efekty widoczne gołym okiem.
Było też coś dla ciała… codzienne ćwiczenia na materacach. Lał się pot i wydzielały endorfiny. A gdy mamie się nie chciało to Lena była najbardziej solidnym kato-trenerem pokrzykując i wskazując na komputer, że czas na trening 🙂 Sama też nie próżnowała, brzuszki szły pełną parą.
Były też kąpiele na desce do prasowania. Nie uwierzycie ale to mega wyczyn i cała wielka logistyka z tym związana. Jak wykąpać spore dziecko z dwiema nogami w gipsie? Da się!
Zaczęły się też lekcje zdalne (o czym planuję osobny post bo jest mega fajnie!)
I tak oto powolnymi kroczkami doszliśmy do celu. Bez myślenia o przyszłości, żyjąc codziennym Tu i Teraz. Bez narzekania. To był najlepszy wybór. Nie martwić się, co będzie tylko skupić się na bieżącym dniu i wycisnąć z niego ile się da. I być paradoksalnie wdzięcznym za to co jest.
Gips ściągnięty. Rentgen zrobiony. Operacja się udała!
Teraz czujemy powiew świeżego powietrza, delikatny wiatr na twarzy, muskające promienie słońca. Przypływ energii i poczucie, że będzie dobrze.
To ostatni dzień możliwości wpłaty 1% podatku. Tak, wiem. Nie przypominaliśmy się. Nie rozsyłaliśmy ulotek. Ba, nawet tutaj na blogu w najgorętszym okresie marzec – kwiecień była cisza. Sami wiecie, że to był szczególny i trudny okres. Nie tylko zamknięcia ze względu na kwarantannę ale też w naszym przypadku ponad 2,5 miesięcznego unieruchomienia z powodu zagipsowanych nóg Leny. Brakowało energii na wiele rzeczy. Koncentrowaliśmy się na dobrym i pozytywnym spędzaniu czasu – wspólnych chwilach, gotowaniu, zabawie, zdalnej nauce, kotłowaniu na materacach, uprzątaniu przestrzeni domowej, ćwiczeniach, książkach, puzzlach i bajkach. Na długim śnie, zdrowym odżywaniu, na przytulaniu oraz na pięknie życia bez pośpiechu, bez zegarka, bez pędu szkoła – terapia.
Nie narzekaliśmy, bo wiemy że jest wiele osób z większymi problemami. Staraliśmy się znaleźć powody do wdzięczności za dobry obiad, słońce, udane zdalne lekcje, opanowanie jazdy na wózku inwalidzkim, przyjaciół wokół, uśmiechy, brak bólu. I aż trudno uwierzyć że tych dziesięć długich i trudnych tygodni już za nami. Tytułowe zdjęcie naszego węża, tak bardzo dłuuugiego węża to nasz przelicznik czasu. Tak mierzyliśmy (i nadal mierzymy) upływające dni w gipsie. Czy wy też to widzicie, że jest już tak blisko? Czekamy jak na gwiazdkę z nieba, przebieramy nogami i wypatrujemy dnia zero kiedy ściągniemy gips.
Wyszłam też z założenia, że pisanie tutaj na bieżąco (wbrew sobie i naszym potrzebom) ani nam nie da większej mocy ani też nie sprawi, że więcej osób zdecyduje się przekierować swój 1% podatku na Lenę. Jestem przekonana, że ci którzy znają Lenusię i jej kibicują od lat czy miesięcy czy też tygodni bez względu na częstotliwość pisania, są stali w swych „uczuciach” i wsparciu. Czasem po prostu trzeba odpuścić i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Ja co do tego jestem przekonana.
Inność nas drażni. Szydzimy z niej. Wytykamy ją palcem.
Zbyt wysoki, zbyt niski. Za chuda, za gruba. Przemądrzała, biedna,
głupia… Tak łatwo przyszywamy łatki. Zbyt prosto przychodzi nam ocenianie
innych po wyglądzie, na pierwszy rzut oka.
Nie wolno nam osądzać drugiego człowieka, bo go nie znamy. Nie
wiemy jaką drogę przeszedł.
Pamiętacie historię Ani z Zielonego Wzgórza? Jedni postrzegali
ją jako piegowatą, rudą, brzydką sierotę. Inni widzieli jej radość, empatię,
zachwyt nad każdą chwilą życia, niesamowitą energię.
Jedni widzieli tylko jej niedoskonałą powierzchowność, inni to co pod nią było ukryte. To my stwarzamy rzeczywistość i widzimy to co chcemy.
Ania przeszła trudną drogę będąc jawnie wyśmiewana. Była
silna, odważna, mocno w sobie zakorzeniona, czerpiąca siłę ze swego wnętrza,
umiejąca uciec w świat wyobraźni. Dała sobie radę. Ilu z nas ma taką moc by swą
inność przekuć w siłę?
Może siedzą w twojej głowie wspomnienia ze szkoły podstawowej, przykłady wyszydzania kogoś tylko z powodu tego, że inaczej wyglądał. Może czujesz teraz wstyd. A może zastanawiasz się jak to wpłynęło na jego postrzeganie siebie. Może zostawiło piętno na całe życie? A może się nigdy nad tym nie zastanawiałeś… to było gdzieś obok, nie dotyczyło ciebie bezpośrednio.
Lubimy być lepsi nawet jeśli w rzeczywistości lepsi nie
jesteśmy. Tak po prostu mamy. Czasem lubimy rosnąć kosztem drugiej osoby, nie
patrząc na to, że schodek dzięki któremu weszliśmy wyżej został wyjęty spod stóp
innej osoby.
W dniu symbolicznej „skarpetki nie do pary” chciałabym by w naszym świecie było miejsce na różnorodność, na inność. Wszyscy jesteśmy UNIKALNI, wyjątkowi pod względem wyglądu, charakteru, upodobań. Wyjątkowi również genetycznie. Życzyłabym byśmy umieli dostrzec nie tylko ułomną czasem powierzchowność drugiej osoby ale to co myśli, czuje, czego pragnie. Bycie INNYM to nic złego. Jak mawiała Ania Shirley „życie ukrywa swoje dary w dziwnych miejscach”.
U braci Grimm, siostry Kopciuszka były gotowe odciąć sobie palec lub kawałek pięty, aby tylko zmieścić nogę w malutkim pantofelku, który był przepustką do poślubienia księcia.
U Brzechwy, cudowne siedmiomilowe buty – początkowo symbol
dumy i buty pozwalały Michałowi na szybkie przemieszczanie się. Ale wkrótce
stają się przyczyną złości i zostają wyrzucone do rzeki.
Żółta ciżemka znaleziona za ołtarzem Wita Stwosza w Kościele Mariackim odkrywa ponad 400-letnią historię utalentowanego chłopca o imieniu Wawrzek. Na podstawie tej legendy powstał słynny film.
W bajkach mamy wiele historii o butach, trzewikach,
ciżemkach, pantofelkach. A Lenkowe niebieskie, zaczarowane buty jaką skrywają
tajemnicę? Chcecie posłuchać?
Nie tak dawno temu, za jedną rzeką i niewielką górą urodziła się piękna księżniczka o imieniu Lena.
Urodziła się zaczarowana.
Czarownica zrobiła jej psikusa i pomieszała jej w szafie z ubraniami. Wszystkie szuflady były ponumerowane i ułożone według przeznaczenia. Ale zła wiedźma z szóstej szuflady ze skarpetkami zabrała trzy pary. A do szuflady o numerze dziesięć, w której ułożone były buty dołożyła kilka par o innym rozmiarze. No i zrobił się bałagan….
Lenie, gdy chciała się ubrać brakowało skarpetek. A butów miała za dużo i to nie pasujących do niej. Jej nóżki nie były zadowolone, nie miały się w co ubrać ani siły i ochoty by chodzić.
Król i Królowa zachodzili w głowę co tu począć. Gdy była malutka sprawili jej wielkie i długie (takie jakie nosił Kot w Butach) gipsowe buty. To był dobry pomysł, bo po nich księżniczka Lena odzyskała siły.
Potem w prezencie z innych królestw dostawała piękne kolorowe buty, robione specjalnie dla niej na zamówienie u znanego szewca Dratewki. W tych butach dzielnie ćwiczyła stanie i chodzenie aż nadszedł wielki dzień kiedy miała 5 lat i w końcu sama zaczęła chodzić. Wyprawiono wtedy wielki bal, na który przyjechali goście nawet spoza granic Królestwa. Zabawa trwała do rana a radości nie było nie końca.
Życie toczyło się dalej a księżniczka Lena wędrowała samodzielnie na własnych nóżkach. Czasami jednak zamykała się w swoim świecie i była smutna. Rodzice próbowali dowiedzieć się dlaczego czasem nie ma humoru. Ale ona nie odpowiadała, zła czarownica rzuciła też zaklęcie na jej mowę. Lena nie umiała wyrazić swoich pragnień.
Obserwowali ją codziennie z wielkim skupieniem i zauważyli, że mała księżniczka kocha muzykę i do tej muzyki próbuje tańczyć. Niestety jej nogi odmawiały posłuszeństwa, nie pozwalały jej porwać się do ukochanych rytmów. Nie pozwalały również by skakać, ani biegać.
Król i królowa znowu zachodzili w głowę co tu zrobić by spełnić marzenie księżniczki o tańczeniu. Długo szukali rozwiązania i w końcu znaleźli szewca, który uszył Lenie piękne, niebieskie czarodziejskie buty.
Z nici zrobionych z NADZIEI.
Wyściółki z MIŁOŚCI.
Pokryte niebieską warstwą WIARY, że wszystko będzie dobrze.
To były prawdziwie zaczarowane buty! Miały być noszone przez sto dni by czar zadziałał.
Lena początkowo zaskoczona ciężarem butów nie chciała ich nosić. Ale rodzice przyczepili do nich motyle, by unosiły skrzydłami gipsowe buty, gdy będą zbytnio ciążyć księżniczce.
Po dwunastu długich tygodniach przylecą tukany, które dziobami uwolnią nogi i wtedy księżniczka Lena będzie mogła tańczyć do swych ulubionych melodii i biegać boso po trawie.
I znowu w królestwie nastanie radość i zabawa przez kolejne sto lat.
A może i dłużej.
Tak właśnie kończą się bajki. Zawsze szczęśliwym zakończeniem.
——————————————————————————-
Szuflady to symbol chromosomów. Delecji na 6 i trisomii na 10
chromosomie.
Kolorowe buty szyte u Dratewki nazywają się ortezami.
Niebieskie buty gipsowe zostały nałożone po operacji Grice – Greena na obu stopach z autoprzeszczepem z kości piszczelowej. Jesteśmy w drugim tygodniu noszenia zaczarowanych bucików 🙂
————————————————————————————————————
Aby przekazać 1% dla Leny wypełnij swój PIT poniższymi danymi:
KRS: 0000037904 Cel szczegółowy 1%: 19685 NOWAK LENA
Dzień Chorób Rzadkich w Instytucie Biochemii i Biofizyki Polskiej Akademii Nauk. Nasza mała Lenka – celebrytka trafiła tam na wystawę w ramach projektu #NauczycieleMiłości ? Piękna wystawa, klimatyczne zdjęcia czterech rodzin, cudowne wystąpienie na temat projektu i wzruszenie totalne gdy na ekranie widzę „swoją” Lenusię ? Fota z autorką zdjęć i pomysłodawczynią projektu Nauczyciele Miłości – Beata Muchowska ! Dzięki Beata, ten projekt przynosi już tyle wzruszenia, to prawdziwy wyciskacz łez ? Wejście z tym wystąpieniem pomiędzy odczyty profesorów i doktorów na temat róznych chorób rzadkich – bezcenne ?
Po raz kolejny już Lenka uczestniczyła w sesji mikropolaryzacji w ośrodku Uniquecenter. Zabiegi znosi bardzo dobrze. Widzimy od drugiej sesji widoczną poprawę w jej funkcjonowaniu, skupieniu, koncentracji, komunikacji, przetwarzaniu informacji. Chwalona jest przez terapeutów, że lepiej i chętniej pracuje, przyspieszyła z przyswajaniem informacji. Może to mało. A może bardzo dużo. Zależy kto gdzie mierzy. My mierzymy wysoko ale cieszymy się z najmniejszych nawet postępów.
Lenka ruszyła do przodu intelektualnie i mamy wrażenie, w zasadzie to jesteśmy pewni, że to nie tylko zasługa intensywnej terapii logopedycznej, pracy w szkole, turnusów rehabilitacyjnych ale też zabiegów mikropolaryzacji mózgu. Po roku uczestnictwa w tej terapii mogę śmiało mówić na głos, że jest skuteczna. A przynajmniej akurat w naszym przypadku są widoczne efekty. Oczywiście nie należy zakładać, że zdarzy się cud i dziecko wyzdrowieje. I mam wrażenie, że bez dodatkowej terapii i pracy mikropolaryzacja może niewiele pomóc. Słowem idealny team to właśnie zabiegi z mikropolaryzacji + codzienna terapia.
Dostaję coraz więcej zapytań, maili, telefonów, smsów o naszą terapie logopedyczną, turnusy, w jaki sposób Lena zaczęła chodzić, co to jest MTG, gdzie robimy mikropolaryzację, czy robiliśmy Tomatisa, biofeedback, czy rehabilitowaliśmy metodą NDT Bobath czy Vojtą. Bardzo dużo powtarzających się pytań. Jestem niezmiernie dumna, że moja mała Lenkowa panna jest jakimś przykładem do naśladowania. Że ktoś chce się wzorować na naszej terapii w terapii swojego dziecka. To nie tylko duma ale też odpowiedzialność. Od dłuższego czasu jestem proszona o serię wpisów na temat terapii, z jakiej korzystamy i naszych doświadczeń. Zawsze jednak czas goni tak szybko, że nie mamy go nawet na regularne wpisy. Ale postanowienie już jest, w środku że zacznę opisywać nasze doświadczenia. Choćbyśmy mieli tylko jednej osobie pomóc w jakiś sposób w wyborze właściwej ścieżki terapii to będzie warto. A może skorzysta więcej osób? To będą tylko NASZE doświadczenia. Nie mogą być wyznacznikiem i jedyną drogą. Każde dziecko jest inne. To co jednemu pomaga, innemu może zaszkodzić. Zawsze przede wszystkim dziecko jest na pierwszym miejscu i to je trzeba obserwować jak reaguje na terapię. Ale im większa wiedza tym lepiej podjąć te właściwe decyzje, które w połączeniu w rodzicielską intuicją mogą zdziałać cuda!
Powstanie nowa zakładka na stronie www.lenkowyblog.stronaob.pl , gdzie będę umieszczać rodzaje terapii i nasze doświadczenia. Mam nadzieję, że będą pomocne. Nie liczcie niestety na regularność 🙁 Jak tylko będzie czas, będę pisać.
Kończymy dziś mikropolaryzację w ośrodku Uniquecenter w Warszawie. Pani Olga Hawryluk zgodziła się udostępnić swoją pracę na temat tych zabiegów, dlatego dziś mogę wam udostępnić kawałek solidnego opracowania w tym temacie. Uniquecenter prowadzony przez Olgę i Piotra Hawryluk to jedyne miejsce w Polsce, gdzie zabiegi są wykonywane certyfikowaną metodą prof. Sheliakina. W Polsce są inne formy bazujące na filozofii twórcy profesora Sheliakina jednak różniące się schematami pracy oraz parametrami działania urządzeń.
Cykl mikropolaryzacji to 10 sesji (ok. 30 minutowych). Czyli dwa tygodnie po 5 dni roboczych, najlepiej wykonywanych o podobnej porze dnia.
Koszt całego cyklu 1900 zł.
Powtarzalność co około 6-8 tygodni. Po kilku cyklach czas się wydłuża do 3-4 miesięcy. Ale to jest sprawą indywidualną, zależną do dziecka i od tego czy widzimy efekty czy ich nie ma.
Jeśli po drugim cyklu brak efektów można założyć przerwanie terapii.
Więcej informacji poniżej.
Mikropolaryzacja. Oryginalna metoda prof. Alexeya Sheliakina. Autor opracowania: mgr Olga Hawryluk
PROF ALEKSEY SHELIAKIN
Doktor biologii urodzony w 1958 roku w Tallinie. Ukończył Uniwersytet w Kalingradzie, wydział biologiczny w 1982 roku. Pracował w laboratorium chorób naczyń krwionośnych przynależnym do oddziału neurologicznego i neurochirurgicznego Uniwersytetu oraz w laboratorium fizjologii ruchu Instytutu Fizjologii im. I.P. Pawłowa Akademii Nauk (Leningrad); laboratorium neuroontogenezy związane z oddziałem fizjologicznym I.P. Pawłowa Instytutu Medycyny Doświadczalnej Rosyjskiej Akademii Medycznej (Sankt Petersburg). Obecnie pracuje w Instytucie Rehabilitacji Medycznej im. Prof. Bogdanowa (Sankt Petersburg). W 1992 r. Uzyskał stopień doktora za „Neurofizjologiczną analizę zmian w aparacie segmentowym u pacjentów z CP podczas korekcji ruchu metodami funkcjonalnej kontroli biologicznej”. W 2004 r. Uzyskał drugi stopień doktora za „Mikropolaryzację mózgu (skuteczność, analiza fizjologiczna)”. Główną linią badań jest przeprowadzenie i udowodnienie nowych metod diagnostyki i korekty różnych stanów patologicznych ludzkiego OUN.
DZIAŁANIE
Mikropolaryzacja to stymulacja przezczaszkowa słabym prądem stałym (mikronatężenia). Prąd stały o mikronatężeniu i stałym kierunku powoduje neuromodulację ośrodków korowych, która może zostać utrwalona cykliczną powtarzalnością wzbudzeń. Mikropolaryzacja wywołuje zatem kontrolowaną zmianę pobudliwości korowej. Uruchamia procesy samoregulacji a tym samym utworzenie nowych lub „naprawa ” źle funkcjonujących połączeń nerwowych. Oddziaływuje w pierwszej kolejności na komórki glejowe, które pełnia funkcje w odżywianiu komórek nerwowych, mielinizacji, wytwarzania neuroprzekaźników. Przez czaszkowej stymulacji prądem można poddawać korę ruchową, somatosensoryczną, wzrokową i przedczołową wpływając na funkcje percepcyjne, poznawcze i ruchowe oraz umożwliwiając i przyspieszając efektywną rehabilitację chorych neurologicznych. Mikropolaryzacja może korzystnie modulować czynność zakłóconych obwodów neuronalnych, torować naturalną kaskadę procesów samonaprawczych aktywując zjawiska neuroplastyczności kompensacyjnej, a także promować trening ruchowy, poznawczy, logopedyczny, pamięciowy, spostrzeganie i koncentrację uwagi czy afektywny. Najlepszy efekt uzyskuje się przy połączeniu mikropolaryzacji przezczaszkowej z neurorehabilitacją.
Efekt bezpośredni – obserwujemy poprawę już w trakcie leczenia (pierwszej sesji )
Efekt opóźniony – poprawa pojawia sie po zakończeniu leczenia i może trwać do 3 miesięcy
Efekt skumulowany – poprawa pojawia sie po 2-3 sesjach.
ZASTOSOWANIE
Mikropolaryzacja jest nieinwazyjna bezbolesną metoda stymulacji.
Może być stosowana u osób z;
uszkodzeniami neurologicznymi, zaburzeniami pracy CUN.
udary mózgu, afazja,
migrena
urazy czaszkowo –mózgowe z deficytem neurologicznym,
ból przewlekły,
MPD,
ADHD
autyzm
padaczka lekooporna
dysfunkcje pamięci
choroby zwyrodnieniowe mózgu (ch. Parkinsona, ch. Alzhimera) przebiegające z zaburzeniami poznawczymi i emocjonalno -osobowościowymi
depresja (MDD Major Deppresion Disorder) , i niektóre inne zab. psychiatryczne
Inne zaburzenia neurologiczne: opóźniony rozwój psychomotoryczny, opóźniony rozwój mowy, trudności szkolne, tiki, zaburzenia psychoemocjonalne i psychosomatyczne
uzależnienia
szumy uszne
EFEKTY TERAPII
Poprawa napięcia mięśniowego, lepsze odczuwania swojego ciała
poprawa w zakresie motoryki małej i dużej
Poprawa w zakresie zapamiętywania, uczenia się ,
lepsza koncentracja uwagi
Poprawa wymowy, rozwój mowy, rozumienie mowy
Poprawa w zakresie funkcjonowania emocjonalnego
mniejsza ilość napadów padaczkowych
Wpływ na percepcję wzrokową i wzrok
lepsza koordynacja ruchowa
Uniquecenter
ul. Stanisława Chudoby 77 F 03-287 Warszawa (Białołęka)