Od samego początku wakacji działamy!!! Krakowski turnus w ośrodku Tiwahe dobiegł końca. To tutaj pojechaliśmy po wskazówki do dalszej pracy do p. Elżbiety Wianeckiej. Podczas naszego ostatniego pobytu, ponad rok temu, nie było łatwo. To był pierwszy kontakt Leny z torowaniem głosek, z nauką samodzielności i niezależnego działania. Porównując te dwa turnusy widzę jak długą drogę przeszła nie tylko w zakresie torowania głosek ale też skupienia, koncentracji, zręczności manualnej, logicznego myślenia. Jest jeszcze długa droga przed nami i jak to powiedziała p. Wianecka to w zasadzie rozpoczynamy dopiero tę drogę 🙂 Mamy wskazówki, wiemy jak działać. Zobaczyliśmy też Lenki możliwości, niektóre nas zaskoczyły.
Praca nad alfabetem nam nie wychodziła w domu, gdyż Lenka nie ma opanowanej koordynacji ręka – oko. To jest tak, że oko patrzy na tę właściwą literkę ale ręka bierze inną. Czasem bierze je na opak, przypadkowo. Powinniśmy pracować nad fundamentami czyli na prostszych elementach np. obrazkach tak by egzekwować prawidłowe odpowiedzi i zmuszać oko do patrzenia, do obserwowania zadania. Potem do analizy i w końcu do działania ręką by prawidłowo podała właściwą odpowiedz. To dla Leny nie jest łatwe, czasem nie patrzy na wszystkie elementy więc nie jest w stanie prawidłowo rozwiązać zadania.
Mini mieszkanie okazało się dla Leny najlepszymi zajęciami choć nie miała tam lekko 🙂 Tutaj chodzi o działanie w terenie, naukę samodzielności i analizę sytuacji. Terapeutka zdobyła serce Młodej nauką parzenia herbaty. W domu ma zakaz dotykania czajnika. Tutaj pod kontrolą osoby dorosłej mogła nalać wodę do czajnika, włączyć ją do zagrzania, przygotować kubek i herbatę, zaparzyć ją i podać mamie. Terapeuta uczy kolejności działań, zadanie polega na tym by kolejny raz dziecko zrobiło to samo, odpowiednio przetwarzając i analizując zebrane informacje. I tak Lena sama musiała dojść dlaczego po włączeniu czajnika i wrzuceniu torebki herbaty do kubka gdy nalewała wodę herbata się nie robiła. Otóż nie nalała do czajnika wody z kranu 🙂 Ale na to musiała wpaść sama. Na zdjęciu powyżej zabawa w chowanie przedmiotów do pojemników – trzeba zapamiętać co gdzie jest schowane i odpowiednio po wymieszaniu podać właściwe przedmioty. Znowu kłania się oko, pamięć i analiza.
Tym zadaniem Lena nas zaskoczyła bo bezbłędnie dobrała przedmioty do ich symboli. Też zadanie wzrokowe bez podpowiedzi czyli bez nazywania przedmiotów. Lena słuchowo jest bardzo dobra i gdy jej podpowiemy słowem zadanie, rozwiązuje je dobrze. Chodzi o to by nie podpowiadać, by zmusić oko do pracy i głowę do myślenia.
Zajęcia na sali ćwiczeń były bardzo przydatne, szczególnie ćwiczenia na równowagę, balans ciała, naukę wspinania się na drabinki – nie do przejścia dla Leny jak na razie. Przed matą z kolcami broniła się jak mogła, nadwrażliwość dotykowa dawała znać.
Terapeuta próbował nauczyć Lenę ruchu podnoszenia nogi do góry. Ciężko jej było to załapać by schwycić rękami jak najwyżej i zgiąć nogę próbując zarzucić ją na górę. Nogi wisiały jak kłody. Ale po kilku próbach zaczynała ćwiczenie robić sama. Bardzo nieporadnie jak pijany zając, haha. Ale wiemy, że czas na naukę wspinania po przedmiotach i podciągania się.
Po takiej intensywności zajęć zaraz po wsadzeniu Lenki do auta był słodki odlot. Tym bardziej że trafiliśmy na falę upałów i to dodatkowo dawało w kość.
Staliśmy się też stałymi bywalcami Malinowego Anioła w podkrakowskich Zielonkach. A Lena na widok gnocchi z musem malinowym wpadała w nieukrywany zachwyt, co udało się uwiecznić na zdjęciu.
Weekendowo udało się też pozwiedzać Kraków i znaleźć czas na spotkania z krakowskimi „babciami” …
…. i krakowskimi „ciociami” 🙂