Dawno nas tu nie było. A miał być wpis po turnusie w sierpniu, po szkoleniu we wrześniu, potem po kolejnym turnusie w grudniu, przed świętami, po świętach, na Nowy Rok. Nic nie wyszło. Nic.
To był dla nas trudny rok. Ostatnie miesiące roku Lenka dużo chorowała, przeszła przez dwie serie antybiotyków, wyrwanie czterech zębów, odwoływaliśmy po kolei terapie. Nastąpił też regres z odpieluchowaniem, zachowaniem w przedszkolu, kontrolowaniem emocji. Pod koniec roku stanęliśmy na progu decyzji by przenosić ją do innej, mniej wymagającej grupy. Co jeszcze bardziej mnie załamało. A przed nami również decyzja czy Lenka od września idzie do szkoły i jeśli tak to jakiej.
To był bardzo trudny czas dla mnie. Równo rok temu, 4 stycznia uległam wypadkowi samochodowemu, którego konsekwencje odczuwam do dziś. Po skręceniu lędźwiowego i szyjnego odcinka kręgosłupa i zerwaniu nerwu na kilka miesięcy położyłam się w sztywnym kołnierzu do łóżka. Nie dawałam rady zajmować się Lenką. Musiałam w końcu odpuścić, będąc na przeciwbólowych opiatach a później na silnych lekach. Pojawiły się problemy z nastrojem, motywacją, koncentracją, pamięcią i działaniem. Po kolei siadało wszystko. Za pisanie nie brałam się, mając problemy z podstawowymi czynnościami życiowymi. Jestem tego typu człowiekiem, która gdy na dole -musi sama w sobie znaleźć siłę, podnieść się. Nie umiem mówić o tym, to mnie nie wzmacnia. Teraz, gdy powoli otrzepałam się, po rocznym zwolnieniu wracam do pracy, wstaję i nabieram sił – umiem się już tym podzielić. Nie po to, by otrzymać współczucie, a dlatego by pokazać, że my – opiekunowie dzieci niepełnosprawnych mamy czasem głębokie kryzysy, z których wychodzimy miesiącami. Że nie jesteśmy tak dzielni, jak myślicie. I wiem teraz, że to normalny proces, potrzebny by się odbudować. Odpuszczenie, podarowanie sobie czasu jest potrzebne. Wracam do życia z nową energią, która jest niezbędna by przejąć stery w walce o Lenkę.
Czy ten rok był dla Lenki stracony? Z początku tak myślałam, że bez mojej energii i „zadbania” nic nie ruszy do przodu. Ale okazuje się, że nie jestem niezastąpiona. Lenka ma też tatę, ukochaną opiekunkę Anię, dziadków, rodzinę, przyjaciół. Lenkowa Rodzina jest bardzo duża. Jest to niesamowicie wspierające, że tak wiele osób myśli o Lence ciepło i pomaga jak może. Przekonałam się o tym chociażby w listopadzie, gdy zaczął spływać 1% podatku za 2016 rok. Unieruchomiona po wypadku na początku roku nie miałam siły ani na wpisy, ani na ulotkę czy promocję w mediach społecznościowych. Nie zrobiłam prawie nic by jak co roku zebrać znaczne grono chętnych do przekazania swojego 1% na rehabilitację Lenki. A mimo tego, ponad 300 osób!!!! (czyli jeszcze więcej niż w poprzednim roku) skierowało swój podatek dla naszej córki. Trudno w to uwierzyć, że jesteście, pamiętacie, wspieracie. Nawet gdy nie proszę, nie odzywam się – pamiętacie o nas. Bardzo Wam jestem wdzięczna, dzięki Waszemu wsparciu mogę potwierdzać turnusy dla Leny na 2018 rok. Już pod koniec grudnia pojechaliśmy na pierwszy turnus ze środków z 1% – do ośrodka Tiwahe w Krakowie (o nim napiszę wkrótce). Szczególne podziękowania ślemy też do naszego dobrego ducha czyli Agnieszki W. za jej wsparcie przy pozyskiwaniu 1%. Była to nieoceniona pomoc.
Wdzięczność. Staram się ją pielęgnować w sobie najczęściej jak się da. Być wdzięczną, nawet jak jest bardzo źle J Czy to pomaga? Mnie tak. Pamiętam, gdy pogodziłam się z chorobą Lenki, gdy przeszłam okres żałoby po wizji zdrowej córki – pomyślałam, że muszę pogodzić się z najgorszym. Że Lenka może nie chodzić, nie mówić, nie rozumieć, nie jeść samodzielnie, może być podłączona do różnorakiej aparatury jak inne dzieci. Słowem, pogodzić się z najgorszą z możliwych wersji mojej Lenki. Dziwactwo? Być może. Ale gdy przyjdzie zgoda na to, zaczyna pojawiać się radość i wdzięczność za każdy mały krok do przodu. Myślę, że to jest klucz do naszego „sukcesu”, braku porównywania się do zdrowych dzieci. Lenka mi nie uwiera. Chociaż miewam kryzysy, czasem mam ochotę walnąć głową w ścianę. Ale która z nas tego nie ma? Bardziej myślę teraz, czego mogę się od niej nauczyć. Dlaczego takie zadanie w życiu mnie spotkało. Czy podołam. Minęło 7 lat, tak bardzo szybko. Jestem pewna, że Lenka jest szczęśliwa. Widać po niej radość z życia każdego dnia. A ja jestem już inną kobietą – chyba mądrzejszą, spokojniejszą, cierpliwszą. Nie gonię króliczka, wiem co ważne, umiem być tu i teraz. Może o to właśnie chodzi w życiu? Powoli zaczynam godzić się, że możemy więcej z niej „nie wycisnąć”. I przypominam sobie moje słowa „oby tylko chodziła”. Marzenia się już spełniły.
****
Niedługo na naszym blogu pojawią się zaległe newsy o terapiach Lenki w 2017 roku i jej postępach.
Brak komentarzy